Wyścig z cyberhejtem na czele
25 czerwca odbędzie się pierwsze spotkanie zespołu, który ma zabrać się za walkę z cyberhejtem. Założenia ustawy przedstawili posłowie Polski 2050. Temat pociągnął poseł Michał Gramatyka, sekretarz stanu w Ministerstwie Cyfryzacji. Powołano Parlamentarny Zespół do walki z hejtem (składający się z posłów Polski2050-TD), obok istniejącego wcześniej Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziania Cyberhejtowi (składającego się z posłów KO).
Próby ograniczenia anonimowości internetu w sporach cywilnych mają już przynajmniej siedem lat. W 2017 roku odrzucono projekt posłów lewicy. Przewidywał osobne „postępowanie w sprawach o ochronę dóbr osobistych przeciwko osobom o nieustalonej tożsamości” (druk nr 1715). Zgodnie z deklaracjami autorów miał przede wszystkim umożliwić ściganie naruszeń z zakresu prawa autorskiego. Niestety opierał się na dwóch błędnych założeniach (co można podejrzewać i tak było bez znaczenia dla jego losów). Po pierwsze (na co zwracała uwagę choćby Krajowa Rada Sądownictwa) zakres regulacji znacząco wykraczał poza deklarowane intencje. Rodziło to ryzyko szerokiego pozyskiwania danych obywateli, na podstawie niedostatecznie zbadanych przesłanek. Po drugie – że przedsiębiorcy telekomunikacyjni potrafią podać dane osoby funkcjonującej w internecie na podstawie jej nazwy użytkownika. Tak nie jest. Przedsiębiorcy mogą czasem znać dokładne dane osób, których IP zostanie im dostarczone (przede wszystkim, jeżeli jedna osoba korzysta z określonego IP). Ten adres IP muszą jednak podać podmioty świadczące usługi w internecie, pozwalające na umieszczanie tam treści (zazwyczaj komentowanie). To one mają bezpośredni kontakt z problematycznymi treściami i potencjalnym naruszycielem.
Instytucję ślepego pozwu przewidywał także PiSowski projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych. Nie dotarł on co prawda do Sejmu, jednak pozostawił po sobie bogactwo komentarzy SN, RPO czy UODO. Zarzuty wobec projektu dotyczyły przede wszystkim stosowania nieostrych pojęć i braku proporcjonalności stosowanych rozwiązań, mogących skutkować nadmiernym ograniczeniem swobody wypowiedzi. Jak choćby powołanie sławetnej Rady Wolności Słowa. Także ten projekt okazał się niedoprecyzowany od strony technicznej a liczne uwagi zgłosił choćby Prezes UKE (który przecież ma pełnić rolę koordynatora do spraw usług cyfrowych z DSA).
Obowiązek zbierania danych „identyfikujących użytkownika w sieci” był też jednym z powodów upadku ustawy Prawo komunikacji elektronicznej, podczas poprzedniej kadencji. Polskie przepisy i tak już znacząco wykraczają poza zakres retencji dopuszczalny regulacjami unijnymi*. Nie pogarszajmy dalej tej sytuacji, w szczególności wobec wciąż trwających innych postępowań naruszeniowych.
Cel jest szczytny. Co martwi, to że już dziś, przed rozpoczęciem prac mówi się, że ich celem jest wypracowanie nowych regulacji. Jakbyśmy mieli ich do tej pory mało. Może najpierw ustalmy dlaczego obecne postępowania są tak utrudnione? Zacznijmy od poprawienia tego, czym już dysponujemy, zamiast tworzyć nowe konstrukcje? Błędnych propozycji mieliśmy już dostatecznie dużo. Weźmy z nich naukę i tym razem przygotujmy rozwiązania, które nie będą abstrahowały od technicznych fundamentów działania internetu. Nie będą tworzyły Rad Wolności Słowa, czy szeroko otwierały furtek do pozyskiwania danych dowolnej osoby. Nie ścigajmy się na nowe propozycje, tylko zbudujmy racjonalne rozwiązania, akceptowalne dla wszystkich stron.
Zapisz się do naszego biuletynu, aby być na bieżąco z tym, co dzieje się w świecie mediów: http://kancelaria.media.pl/biuletyn.
* Podobnie wyroki TSUE ws. C-511/18, C-623/17.